
Dzieci księży
W KSIĘGARNIACH OD 25 PAŹDZIERNIKA
Ludzie znają dzieci księży. Znają ich matki i ojców. Ale o tym się głośno nie rozmawia. Niektórzy mówią – tabu. Inni – hańba. Kilkaset osób opowiedziało mi o swoich sąsiadkach, ciotkach, kuzynach i kolegach. Nigdy jednak nie mogli pomóc. Przepraszali, że niestety, przykro im, ale o tym się nie mówi, przecież nie zapytam, nie moja sprawa, nie wchodzić z butami, po co nagłaśniać, a może to dziecko nie wie, kto jest jego ojcem (jak, skoro cała wieś wie?). Milczą wierzący, milczą ateiści. Wszyscy zgodnie podtrzymują ten system.
Dlaczego tak jest? Skąd ta tajemnica? Dlaczego matki są odsądzane od czci i wiary, a księży-ojców oczyszcza się ze wszystkich grzechów? Co jest ważniejsze: dobro dziecka czy dobro Kościoła? Co usłyszymy, gdy dzieci księży zaczną głośno mówić o swoich rodzinach?
W reportażu Marty Abramowicz znajdziecie odpowiedzi.

Dotyka serca. Brawo dla autorki i bohaterów.
Obrazoburcza? Nie. Kościołowi należy się prawda o nim.
Autorka ma dar znajdowania spraw, które wszyscy widzą, ale nikt o nich nie mówi
Jeszcze lepsza niż „Zakonnice odchodzą po cichu”
Zakonnice
Habit już uszyty. Za dwa miesiące siostra Joanna uroczyście otrzyma go z rąk Mistrzyni. Ale teraz jest noc i siostra Joanna myśli tylko o tym, czy wszyscy zasnęli. Jest po komplecie, światła zgaszone. Nie wolno opuścić łóżka, nie wolno się odezwać. Siostra Joanna łamie reguły zakonne i wymyka się z pokoju. Przebiega pod ścianą, po schodach w górę, do biblioteki. Drzwi skrzypią. Trzeba uważać. Między regałami czeka już siostra Magdalena…
Byłe zakonnice nikomu nie opowiadają o swoim życiu. Powiedzieć złe słowo na zakon, to stanąć samotnie przeciw Kościołowi. Nie mówią znajomym ani rodzinie, bo ludzie nic nie rozumieją. Dla ludzi świat jest prosty: odeszła, bo na pewno w jakimś księdzu się zakochała. W ciążę z biskupem zaszła.
Byłe zakonnice nie mogą uwierzyć: o czym oni mówią?
Jaki biskup? W zakonie walczy się o przetrwanie.
Jaki ksiądz? Tam szuka się sensu, który dawno został zgubiony.
Jak wytłumaczyć, że chodzi o coś zupełnie innego?
Marta
Gdy byłam mała i mówiłam, że zostanę reporterką, rodzice, dziennikarze, byli sceptyczni: – Nie wiesz, jaka to ciężka praca. Hanna Krall wstawała z robotnicami o 4 nad ranem i jechała z nimi do fabryki. Czasem nad tekstem pracuje się kilka miesięcy. A z czegoś żyć trzeba.
Wtedy jednak wydawało mi się naturalne, że nad rzeczą, która cię interesuje, można spędzić kilka miesięcy. To była końcówka lat 80-tych i miałam 12 lat.
Dekadę później okazało się, że z czegoś żyć trzeba. Tempo pracy dziennikarskiej wyznaczyły nowe media kolorowe. Utrzymanie się z pisania było możliwe tylko przy taśmowej produkcji tekstów o objętości 3500 znaków. Stałam więc przy taśmie. Reportaż wydawał mi się luksusem, bo czas stał się luksusem.
Miałam też ważniejsze sprawy na głowie niż opisywanie świata. Wokół panowała zauważalna niesprawiedliwość społeczna. Świat wymagał mojej interwencji. Projekt po projekcie w szeregach aktywistów i aktywistek walczyliśmy o Polskę wolną od uprzedzeń. Nauczyłam się, jak badać nienawiść, a dyskryminację zamknąć w cyfrach. Pisanie służyło raportom, interwencjom i listom otwartym.
Potem przez moment wydawało mi się, że najpilniejsze sprawy zostały załatwione. I że nadszedł czas na książkę. Ale że świat wciąż wymaga interwencji, powstał reportaż.